piątek, 21 lutego 2014

Czy prawo w sieci nie przeszkadza sztuce?

Thomas Eakins (1844-1916), "Swimming Hole"
Zgodnie z prawem autorskim, autor (lub ktoś, na kogo przeniósł on prawa autorskie majątkowe) ma wyłączne prawo do rozpowszechniania swojego utworu. Co to znaczy? Z grubsza można powiedzieć, że rozpowszechniając czyjś utwór bez jego zgody łamiemy prawo, nie łamiemy go jednak "ściągając" plik na swój komputer. W praktyce jednak nie jest to ani proste, ani oczywiste.

Mało który użytkownik Facebooka nie słyszał o Sztucznych Fiołkach. Jest to artystyczny fanpage, na którym prezentowana jest sztuka najwyższej klasy, opatrzona w nietuzinkowe komentarze. Fiołki najczęściej promują obrazy mistrzów z wklejonymi tekstami, tak jak po prawej. Naniesione teksty jednocześnie korespondują z obrazem i nawiązują do wydarzeń współczesnych, tworząc zabawną całość.

W tym celu wykorzystywane są najczęściej utwory, będące w domenie publicznej z powodu upływu 70 lat od śmierci autora. Jednak możemy tam też znaleźć dzieła m.in. Picassa (zm. 1973), czy Chagalla (zm. 1985), a także wrzucone nielegalnie nagrania utworów choćby Andrzeja Panufnika (zm. 1991), czy Arnolda Schoenberga (zm. 1951), w których do ochrony praw autorskich dochodzi ochrona artystów wykonawców (co do zasady 50 lat od nagrania) - z Glennem Gouldem na czele.

Podobnie na profilu Juliana Tuwima (zm. 1953), administratorzy umieszczają jego wiersze i duże fragmenty prozy - są to bez wątpienia utwory chronione. Takie przykłady można mnożyć.

Powyższa paremia Tuwima nie jest chroniona prawem autorskim, bo nie jest "utworem" w rozumieniu ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych

Co w tym złego?

Autorzy podobnych profili często działają nielegalnie, naruszając prawa autorskie twórców lub ich spadkobierców (podmiotów praw autorskich) poprzez rozpowszechnianie chronionych prawem utworów bez zgody uprawnionych. Bagatelizują oni fakt, że do momentu wejścia utworu do domeny publicznej służy on w pierwszej kolejności podmiotowi praw autorskich, a dopiero potem reszcie świata. Jest to zresztą zrozumiałe. Po co ktoś miałby kupić tomik poezji, skoro wszystko jest w internecie? Po co kupować płytę, skoro jej zawartość jest na YouTube?

Jak jest i jak wiele rodzi to wątpliwości

"Rozpowszechnianie" to nie tylko wydrukowanie w gazecie, czy pokazanie w telewizji, ale także wrzucanie na YouTube, publiczne dzielenie się na Facebooku, udostępnianie na blogu itd. Do legalnego rozpowszechnienia utworu zawsze konieczna jest zgoda jego autora (lub innego podmiotu, posiadającego prawa autorskie majątkowe do utworu), niezależnie od tego, czy rozpowszechniamy komercyjnie, czy niekomercyjnie.

Dodatkowo przypomnę o dozwolonym użytku prywatnym. W przeciwieństwie do "dzielenia się" w sieci, ściąganie plików na własny użytek jest jak najbardziej legalne, o ile zostały one legalnie udostępnione. Możemy zatem ściągnąć sobie na komputer piosenkę, którą wrzucono do internetu z oficjalnego konta... artysty, wytwórni... no właśnie, skąd możemy wiedzieć, kto ma prawa do utworu? Czy mamy obowiązek badania tego za każdym razem? Jedni prawnicy mówią, że tak, inni, że nie. Podobne wątpliwości dotyczą też plików, co do których nie ma wątpliwości, że są rozpowszechnione nielegalnie. Czy można je sobie ściągnąć?

Ciekawym zjawiskiem jest udostępnianie przez artystów na ich oficjalnych profilach na Facebook-u plików, wrzuconych na YouTube nielegalnie (przez osoby nieuprawnione). Czy mamy to rozumieć jako "zgodę" na rozpowszechnienie (od tego momentu zatem utwór staje się legalnie rozpowszechniony? ex tunc, czy ex nunc?), czy jako nowe, właściwe rozpowszechnienie, niezależne od pierwszego? Powyższe pytanie jest trochę skomplikowane, ale bardzo istotne. Gdyby przyjąć, że jest to "zgoda" następcza, moglibyśmy sobie ten legalnie rozpowszechniony plik nie tylko ściągnąć na własny komputer, ale też udostępniać znajomym. Pamiętajmy bowiem, że nie powinno się udostępniać (także na Facebooku) utworów wrzuconych do internetu nielegalnie.


Frédéric Bazille (1841 - 1870), "Edmond Maître"
Plusy dodatnie

Ponad wszystkie wątpliwości, fiołkowe publikacje powinny być wzorem, szczególnie gdy chodzi o podpisywanie obrazów i innych dzieł. Zawsze zawierają one imię i nazwisko autora (ale i wykonawcy, gdy udostępniają muzykę), lata jego życia, tytuł utworu (że o przytaczanych kontekstach nie wspomnę!). Niestety, nad czym ubolewam, jest to dziś rzadkością. Mało kto przejmuje się jakimś tam autorem, tymczasem udostępnianie chronionej prawem sztuki bez podpisania autora i wykonawców, a także bez umieszczenia tytułu, świadczy o kompletnym braku szacunku do twórcy i godzi w jego osobiste prawa autorskie, które nigdy nie wygasają.

Recepta?

Podobne działania usprawiedliwia się edukacyjną wartością takich stron internetowych, która jest zresztą bezsprzeczna. Sama odkryłam kilku malarzy właśnie dzięki Fiołkom. Dodatkowo, w takich miejscach można spotkać ludzi o podobnych fascynacjach i upodobaniach artystycznych. Niepokoić powinien jednak fakt, że mało kto zastanawia się nad tym co wrzuca do internetu i co udostępnia na Facebooku. Możemy sobie tylko wyobrazić, że gdybyśmy wszyscy przestali korzystać z utworów rozpowszechnionych nielegalnie, przestałyby się one pojawiać. Obawiam się jednak, że raczej mało kto skusi się na analizę prawną każdego swojego kroku w sieci.

Podkreślmy, że problem dotyczy nie tylko osób korzystających ze sztuki, ale także twórców. Gdyby dbali oni chociaż o zamieszczenie informacji o swoim stosunku do praw autorskich na swojej stronie, byłoby dużo prościej. Trudno mieć pretensje do odbiorców twórczości, gdy autor przemilcza różne naruszenia, a do tego sam udostępnia nielegalnie rozpowszechnione pliki. Jako wzór jasnego podejścia polecam profil fotoreportera Jakuba Szymczuka, który pisze otwarcie: ZDJĘCIA CHRONIONE PRAWAMI AUTORSKIMI WKM GN, Udostępnianie zdjęć w ramach portalu Facebook dozwolone za pomocą przycisku "Udostępnij".

Szansą na uniknięcie kłopotów może być wyrobienie sobie dobrych nawyków w korzystaniu z internetu, oraz wypracowanie pewnej kultury korzystania z dzieł, które są, lub choć wydają się być, "utworem" w rozumieniu ustawy. Może dobrym rozwiązaniem byłoby zaproponowanie interpretacji wątpliwych prawnie reguł przez samych twórców (w odniesieniu do ich utworów)?


_____________________________
Tekst nie dotyczy programów komputerowych.

Brak komentarzy: